Chyba jednak nie ten fakt był decydującym, że klimatyzowany namiot na placu Mickiewicza szczelnie wypełniła andrychowska publiczność. Zapewne jednych przyciągnęła tu żądza sensacji, innych legenda sceny narodowej, jeszcze innych ciekawość niemal legendarnej wyobraźni Jana Klaty lub po prostu miłość do teatru. Interesującą mogła też okazać się konfrontacja własnych doznań i przemyśleń z opiniami odżegnującymi spektakl od czci i wiary (zwłaszcza tych, którzy go nie widzieli). „Ubu” Klaty jest „jazdą po bandzie”. Żeby się nie pogubić w emocjach, zapobiec kołataniu myśli i nie stracić gruntu pod nogami, jak koła ratunkowego, trzeba było trzyma się dwóch przesłanek:
1)Tekst sztuki zatytułowanej „Ubu Król czyli Polacy” napisało piętnastoletnie dziecko (na dodatek francuskie) ponad 120 lat temu.
2)Dziecko to, tym właśnie tekstem, dało początek teatrowi ABSURDU (i jest to słowo kluczowe). Absurdem trzeba umieć się bawić, a to trudna sztuka; miłośnicy Monty Pythona coś o tym wiedzą. „Ubu” Klaty to mix. Mix teatru absurdu z konwencją teatru szekspirowskiego. Podobną mieszankę dane mi było zobaczyć pierwszy raz tu, w Andrychowie.
To był mój trzeci „Ubu Król”. Choć każdy toczył się w innej rzeczywistości politycznej Polski, we wszystkich chodziło o to samo. O władzę i pieniądze. We wszystkich spiskowano, toczono wojny, salonowe gry i gierki, łupiono poddanych ze skóry i dochodów. Niemniej polityczno – społeczne tło współczesnej Polski namalowane przez Klatę przeraziło najbardziej. W cieniu orła („Orła cień” był nie tylko muzycznym leitmotiwem) widać było wyraźnie naszą polską hipokryzję. Bóg przestał być miłością. Stał się pionkiem w grze (jak również jego symbole) w walce o różne cele, od politycznych po finansowe. Ubica – żona władcy wkomponowana w obraz Matki Boskiej, która, szczera do bólu, grała o pieniądze, jak żywo przypominała naszych lokalnych polityków fotografujących się na tle krzyża w czasie kampanii wyborczej. To nie jedyne skojarzenie – sprzężenie tego, co działo się na scenie z tym, co mamy na co dzień na lokalnym i ogólnopolskim podwórku. Pokazują to media. Tyle tylko, że nikt nie krzyczy jak Klata. A Klata krzyczy obrazem, dźwiękiem, słowem. I szokuje. Czy to jest sposób, by wyraźnie dostrzec pewne zjawiska? Chyba tak. Choćby wojny. Czytamy o nich i oglądamy je codziennie, do znudzenia. Przyodziewając aktorów – wojowników w śmiesznie brzydkie stroje, wyposażając ich w dmuchane plastikowe, kolorowe maczugi, wiaderka kisielu pokazał nam, że tak naprawdę wojny są absurdalną zabawą dużych chłopców. Władza też. Dużo by o tym rozprawiać. Osobiście, największe wrażenie zrobiła na mnie jedna scena i jedno zdanie. Zawsze ciekawiło mnie, jaki wpływ mają kobiety, pozostające w cieniu wielkich tego świata, na ich decyzje. Czy sterują, nie dotykając steru? Tak – odpowiedział teatr Klaty, bo rzeczywistość na takie pytania nie odpowiada. Ubica zapładniała zbrodnicze myśli przyszłego króla nie na spacerze, albo przy kolacji, ale w łóżku. W łóżku? Skandal!? Nie. Życie! Na marginesie, sceny łóżkowe na portalach internetowych, w magazynach, czy w kinach nie mają takiej siły rażenia jak w teatrze. Bo o tej się dyskutuje, o tamtych wcale. Przynajmniej w Andrychowie. A to znaczy, że aktorzy odziani od stóp do głów, zagrali ją po mistrzowsku.
Przeglądając się w lustrze, które podstawił nam pod nos Jan Klata, możemy mieć wrażenie niesmaku, bo zobaczyliśmy siebie nie tak pięknych, mądrych i wspaniałych, jak się nam wydaje. Odarcie z masek musiało zaboleć. „Ten spektakl powinien obejrzeć każdy” – to pierwsza recenzja, jaką usłyszałam w tłumie. A to jedno boleśnie prawdziwe zdanie, które poniosło przez Plac Mickiewicza brzmiało tak: „Polacy! Naprzód! A nawet w tył!”. Jak nauczał ksiądz Tischner, trzeba patrzeć z perspektywy wielu okien. My, Polacy tego nie umiemy i nie umiemy rozmawiać. Dlatego poruszamy się „w tył”.
Andrychów nie po raz pierwszy gościł Teatr z Najwyższej Półki, Teatr Wymagający. Ale pierwszy raz widzowie musieli się zmierzyć z tak kontrowersyjnym spektaklem. Nie każdemu musiał się podobać, nie każdego mógł zadziwić i wprawić w zadumę. Ale każdemu dał asumpt do rozmowy. Andrychowianie zachwycili dojrzałością odbioru. Tylko nieliczni opuścili widownię; dodajmy… w sposób bardzo kulturalny.
Jadwiga Janus