Pana Jacka Krzanaka spotkałem na placu targowym przy ulicy Batorego
Bywa tu we wtorki i piątki, oferując produkty z własnego, niewielkiego gospodarstwa położonego w malowniczej części Sułkowic-Łęgu, przy ulicy Turystycznej. Umówiliśmy się na miejscu, by porozmawiać o tradycyjnym podgórskim rolnictwie. -Szefem jest tutaj żona – mówi z uśmiechem. -Ja jestem na górniczej emeryturze, tylko pomagam, a ona całe życie tu spędziła, przy dzieciach i na gospodarstwie. Kiedyś dzieliłem czas między pracą na kopalni a pracą po kilka godzin na gospodarstwie. Teraz już tylko tutaj działam.
Sułkowickie gospodarstwo to ojcowizna pani Urszuli Krzanak
Przejęli go z mężem od rodziców w 1992 roku, a zatem równo 30 lat temu. Oboje przyznają, że to już działalność w gruncie rzeczy hobbystyczna. Ne ma z tego jakiegoś dochodu. Część produkcji pozostawiają dla siebie, resztę sprzedają sąsiadom bądź stałym klientom, a co zostanie oferują na placu targowym w Andrychowie. Odkąd przejęli gospodarstwo trochę zmieniło się, ale sporo pozostało. – Wiele jest podobnie jak dawniej – stwierdza pani Urszula. -Była jakaś krówka, świnka i kurki. Zrezygnowaliśmy z uprawy buraków pastewnych, bo rosły małe i niewiele Dzięki temu mamy więcej ziemniaków. Na gospodarkę mają wpływ odgórne przepisy. W jednym pomieszczeniu nie mogą przebywać różne zwierzęta hodowlane. Państwo Krzanakowie wybrali zatem krowy kosztem świniaków. A szkoda, bo chów trzody chlewnej odbywał się tu wedle sprawdzonych reguł na naturalnych pokarmach, i to co najmniej sześć miesięcy. W dużych gospodarstwach producenci idą nie w jakość, ale na ilość – byle szybciej, byle więcej w oparciu o koncentraty. Sułkowiczanie pozostawili też kury, dla których trzeba było zorganizować także osobny rewir. Gdy spotkaliśmy się na miejscu, właśnie kupili i przywieźli pisklaczki. Z gospodarstwa mają zatem ziemniaki, jajka, mleko, z którego wytwarzają własnej roboty, najprawdziwszą śmietanę oraz masło. Na własne potrzeby utworzyli ogródeczek z warzywami. Przyległe pola i łąki służą jako baza paszowa ze zbóż i siana. –Utrzymanie gospodarstwa, to nadal praca od rana do wieczora – informuje pan Jacek. -Są nowe urządzenia, ale pilnować trzeba wszystkiego na okrągło.

Ta nawet hobbystyczna działalność pomału dobiega końca
Sułkowiczanie czekają jeszcze do przejścia na emeryturę przez panią Urszulę. Następców już nie ma. Dzieci pracują poza rolnictwem. Pan Jacek ruchem ręki pokazuje, że wokół jego gospodarstwa były niemal same pola uprawne, a teraz każdy kawałek ziemi zamienił się w działkę budowlaną i powstają nowe, piękne domy. Ma to dla rolnictwa także taki pożytek, że nie ma w pobliżu nieużytków, które są siedliskami różnych zaraz.
Gmina Andrychów nigdy nie słynęła z rolnictwa
To była domena sąsiedniego Wieprza. Owszem, zawsze w wioskach istniało sporo gospodarstw, ale wiele osób związanych z wsią pracowało zarówno u siebie na roli jak i było zatrudnionych na przykład w przemyśle. Krajobraz podandrychowskiej wsi się zmienił. Rolnicy nie mieli szans rywalizacji z wielkimi producentami. A i nasza ziemia do najlepszych nie należy, jest jej też coraz mniej. Dokąd to zmierza? Na przełom raczej liczyć nie można, choć narastają trendy i mody, by jeść zdrowo.

Tekst i foto: Jacek Dyrlaga