Zajmujący przed dzisiejszym meczem trzecie miejsce, inwałdzianie byli faworytami w wyjazdowej konfrontacji, ale ze swojej roli długo nie potrafili się wywiązać. Co prawda prowadzili grę i wyraźnie dominowali, ale też na potęgę marnowali wyśmienite okazje. Dwukrotnie dobrych szans na otwarcie wyniku nie wykorzystał Kamil Chrapkiewicz, ale jeszcze lepszą zmarnował popularny „Żyłka”, który w sytuacji „sam na sam” nawet nie trafił w światło bramki. Zrehabilitował się w 37 min. kiedy to otrzymał na skrzydle podanie od Adama Chrapkiewicza, po którym znakomitym podaniem obsłużył Kamila Chrapkiewicza, a ten wykazał się sprytem i posłał piłkę „pod ladę”. – Zasłużyliśmy na tę bramkę. Rywale nastawili się na kontrę, ale zarazem nie bronili się kurczowo. Wręcz przeciwnie, zaskoczyli mnie wysokim pressingiem i chęcią gry na „tak” – mówi Kamil Wołczyk, trener Huraganu.
Po zmianie stron goście co prawda nie przeprowadzali -nomen omen- huraganowych ataków, ale niemniej kontrolowali spotkanie. Dość powiedzieć, że ich bramkarz Jan Bańdo praktycznie był bezrobotny, gdyż zmuszony był do obrony jednego niegroźnego strzału i wyłapania dwóch dośrodkowań. Jak na 45 min., to niewiele.
Kropkę nad „i” postawili w końcówce zmiennicy. Dawid Biczak zanotował asystę przy bramce Kamila Kukuły, który popisał się ładnym strzałem głową. – Pokaż mi swoją ławkę rezerwowych, a powiem ci jaką masz drużynę – mówi zadowolony szkoleniowiec Huraganu, który ze spokojem podchodzi do faktu, że jego drużyna objęła prowadzenie w tabeli po niespodziewanej porażce 0:1 Iskry Klecza a Dębem Tomice. – Pewnie jutro oddamy przewodnictwo Burzy, ale stawka się znowu spłaszczyła i to mnie cieszy. Tym bardziej, że za tydzień roczynian czeka niełatwy mecz z Wisłą Łączany – mówi Kamil Wołczyk.
Wikliniarz Woźniki – Huragan Inwałd 0:2 (0:1)
woc Fot. Wojciech Ciomborowski