Szczególnie pierwsza połowa w wykonaniu Burzy mogła się podobać, choć był to ten okres gry, w którym gospodarze byli albo o pół tempa spóźnieni lub grzeszyli nieskutecznością. Marcin Janosik z rzutu wolnego, podyktowanego 20 metrów od bramki Borowika, trafił w… stopy rywali ustawionych w murze. Chwilę później Jakub Mizera przeprowadził rajd lewym skrzydłem, ściął do linii końcowej, ale do wyłożonej przed bramkę piłki nikt nie dołożył nogi. Minęło kolejne kilkadziesiąt sekund i Jarosław Talar znakomitym dośrodkowaniem z prawego skrzydła dał szansę Kamilowi Kierczakowi. Ten znakomicie złożył się do strzału, choć był naciskany przez obrońcę, ale minimalnie chybił. – Przeważamy, ale trzeba coś strzelić. Wystarczy jedna głupia akcja i będą problemy – komentowali partnerzy zajmujący miejsca na ławce rezerwowych.
No i Burza hulała na murawie dalej, ale tylko grzmiała, ale pieruny nie sięgały celu. Tomasz Balon uderzył chytrze po ziemi (w swoim stylu) i bramkarz zdołał jedynie sparować piłkę, lecz pędzący na dobitkę Kamil Kierczak został uprzedzony przez defensora. Po chwili Marcin Janosik z linii pola karnego posłał futbolówkę wysoko nad poprzeczką.
Mało? No to jedziemy dalej… Jakub Mizera wszedł na przedpolu karnym przed obrońcę i naciskany przez niego zdecydował się na lobowanie wybiegającego z bramki Piotra Lenarta. Niestety zabrało centymetrów, bo i owszem zdołał posłać piłkę nad golkiperem, a poniżej poprzeczki, ale już nie w światło bramki. Za to Jakub Witkowski popisał się atomowym uderzeniem głową, ale po nim piłka odbiła się od dolnej części poprzeczki i wyszła w pole dosłownie kilka centymetrów przed linią końcową.
Burza otworzyła wynik w najmniej spodziewanym momencie. Jakub Mizera był daleki od przyjęcia dośrodkowanej w pole karne piłki. Jednak obrońca z bramkarzem do tego stopnia się nie porozumieli, że futbolówka odbiła się od obrońcy i stała się „bezpańska”. Zawodnicy Borowika patrzyli na nią jak zahipnotyzowani, a Mizera jedynie w sposób dość przypadkowy dziubnął ją czubkiem buta i ta wolno, odbiwszy się jeszcze od słupka wpadła do siatki.
Druga połowa zaczęła się dla roczynian znakomicie. Gospodarze wymienili swobodnie kilka podań przed polem karnym Borowika, a na koniec Tomasz Balon soczyście uderzył w „długi” róg, nie dając bramkarzowi szans na skuteczną interwencję.
Na 3:0 nie tylko mógł, ale i powinien podwyższyć Marcin Janosik, ale z 10 metrów nie trafił w bramkę. Za to po strzale Kamila Kierczaka znakomitą paradą popisał się Piotr Lenart, ratując przyjezdnych przed utratą trzeciego gola. W 70 min. po firmowej akcji Tomasza Balona, gdzie „przewiózł” na plecach trzech obrońców, był już bezradny. Niespełna dwie minuty później swego dopiął wreszcie Kamil Kierczak. Na pełnym biegu wystartował do piłki dorzuconej w pole karne przez Jarosława Talara (dzielił i rządził na prawym skrzydle) i uprzedzając ofiarnie i zarazem desperacko interweniującego obrońcę posłał ją pod ladę.
Co prawda na gola na 4:1 rywale szybko odpowiedzieli, a w końcówce tylko znakomita interwencja Michała Klęczara sprawiła, że Borowik nie pokusił się o drugą bramkę. Jednak nie sposób zgodzić się z pomeczowymi słowami kapitana gości Jakuba Ściery, że w tym meczu jego drużyna mogła pokusić się o remis. Gdyby bowiem chciał dopisać bachowiczanom bramki po okazjach jakie wypracowali, to po stronie strat już w 45 min. powinien odnotować nie jednego, a co najmniej cztery lub pięć.
Burza Roczyny – Borowik Bachowice 4:1 (1:0)
woc Fot. Wojciech Ciomborowski













































